"Kup nieruchomość w Gruzji", "Inwestuj w mieszkania", "Zakup nieruchomości w Gruzji zdalnie" - zachęcają liczne polskie firmy zajmujące się pośrednictwem w handlu pomiędzy inwestorami a deweloperami. I intensywnie się promują.
Przedstawiciel jednego z biur oferującego nieruchomości na Kaukazie w lutym ubiegłego roku nagrał materiał promocyjny, w którym zachwala ten pomysł na inwestycję. Już sama zajawka filmu daje przedsmak tego, czego można się spodziewać.
Dwóch mężczyzn spaceruje po placu budowy w gruzińskim mieście Batumi (stolica autonomicznej republiki Adżarii). Szkielet już stoi, inwestorzy przechadzają się po jednym z wyższych pięter. Okien jeszcze nie ma, ale już widać, że mieszkańcy będą mogli podziwiać widok na lazurową wodę. - W tym budynku mamy ceny od 6 600 złotych za metr kwadratowy z pełnym wykończeniem - zachęca jeden mężczyzn.
Drugi teatralnie odgrywa zaskoczenie: - Dzisiaj w Polsce, żeby wykończyć w tym standardzie mieszkanie, to tyle potrzebne jest na materiały i robociznę - mówi.
W tle widzimy imponujące wieżowce i panoramę nowoczesnego miasta zalanego słońcem. Na zdjęciach pokazywane są też przejazdy motorówkami, diabelski młyn górujący nad budynkami i piękne górskie krajobrazy. Z rozmowy wynika, że mamy do czynienia z rajem na ziemi ("Tutaj jest wszystko, co potrzebne do życia") i wymarzonym miejscem dla przedsiębiorczych. - Z czego to wynika, że tutaj tak łatwo dostać kredyt, a w Polsce trzeba się prosić? - zastanawiają się inwestorzy.
No właśnie, z czego to wynika? I czy inwestowanie w nieruchomości w Gruzji to faktycznie pewny sposób na zarobek? A jeśli tak - to dlaczego polska ambasada w Tbilisi wydała przed kilkoma tygodniami ostrzeżenie przed nieuczciwymi deweloperami?